Rimmel Lash Accelerator - wydłużająco-odżywczy tusz do rzęs

Rimmel Lash Accelerator - wydłużająco-odżywczy tusz do rzęs


Cześć!


Być może dobrze już wiecie, że jestem fanką maskar wydłużających. Kiedyś kupowałam tylko takie, teraz jestem bardziej otwarta na świat :) Dziś jednak opowiem Wam maskarze marki Rimmel właśnie z grupy wydłużających. Na końcu wpisu zobaczycie, jak tusz Lash Accelerator prezentuje się na moich rzęsach - będziecie mogły ocenić efekt :) Zapraszam do wyrażenia opinii w komentarzach. 


Opakowanie i szczoteczka:
Opakowanie maskary Lash Accelerator jest smukłe i eleganckie, z nutą szaleństwa w postaci nieco neonowej zakrętki. Szczoteczka jest moim zdaniem niespotykana - rozszerza się w swojej centralnej części, czego oczywiście dobrze nie widać na zdjęciu...


Opis producenta:
Maskara ekspresowo wydłuża i intensywnie odżywia rzęsy. Zawiera kompleks `Grow Lash`, który zawiera unikalną kombinację naturalnych składników, które wzmacniają osłabione rzęsy i hamują ich wypadanie. Procapil poprawia mikrokrążenie w cebulce włosa, odżywia i dotlenia rzęsy, zapobiega ich wypadaniu.Biotyna wzmacnia rzęsy i wspomaga ich wzrost a ekstrakt z bambusa - nawilża rzęsy i zwiększa ich odporność na uszkodzenia.

Moja opinia:
Maskara Lash Accelerator w kolorze czarnym (01 Black) fajnie wydłuża i rozdziela rzęsy, niemniej jednak słabo je pogrubia. Być może nie powinnam oczekiwać tego od tuszu, który ma za zadanie wydłużać, ale brak pogrubienia sprawia, że otrzymujemy delikatny, dzienny look. Ponadto, nie jestem w stanie stwierdzić, czy maskara odżywia rzęsy i hamuje ich wypadanie.
Zauważyłam, że maskara lubi kruszyć się pod koniec dnia, ale nie wiem czy nie wynika to z faktu, że prowadzę ostatnio bardziej aktywny tryb życia. Tusz jednak łatwo się zmywa i nie odbija się na mojej górnej powiece, co często się zdarza w przypadku większych szczoteczek. Na zdjęciu poniżej jedna warstwa tuszu.


O maskarze nie ma zbyt wielu opinii w Internecie, ale mogę powiedzieć, że jest to kosmetyk dla zwolenniczek delikatnego podkreślenia oczu. Idealny na dzień, choć raczej dla dziewczyn, które nie pocierają często oczu :)
Jakie polecacie wydłużające tusze do rzęs? Dajcie znać w komentarzach.
Dbaj o paznokcie nawet na wykładzie z serum regeneracyjnym MaxRepair od Evree

Dbaj o paznokcie nawet na wykładzie z serum regeneracyjnym MaxRepair od Evree


Witajcie!

Moje paznokcie nie są wcale takie najgorsze. Za to skórki wokół nich - delikatnie mówiąc - nie należą do najpiękniejszych na świecie... Często kremuję ręce, ale skórki bardzo ciężko jest doprowadzić do porządku. Dlatego zdecydowałam się na zakup regeneracyjnego serum do paznokci MaxRepair marki Evree. Spodobała mi się wygodna tubka, w której zamknięto olejkową zawartość. Czy jednak serum zachwyciło mnie czymś więcej niż tylko pięknym opakowaniem? 


Opakowanie:
Słowo się rzekło: opakowanie jest bardzo wygodne - poręczna tubka zakończona delikatnym aplikatorem-pędzelkiem. Sami dozujemy pożądaną ilość produktu, naciskając po prostu miękki plastik opakowania. Niemniej, na początku warto uważać, wypełniona po brzegi tubka lubi bowiem "wypuścić" nieco większą ilość produktu niż oczekiwana.... Z upływem czasu taka sytuacja nie ma już miejsca.

Skład:


Moja opinia:

Pomysł z małą, poręczną tubką jest na tyle fajny, że można tę tubkę zabrać ze sobą - włożyć ją do torebki i używać jej wszędzie tam gdzie dusza zapragnie :) Takie rozwiązanie wydaje się naprawdę motywujące - nie miałam już wymówki w stylu "zapomniałam, nie mam czasu". Nie namawiam Was do złego, ale można zaaplikować to serum nawet pod ławką na wykładzie :D


Jak już zdążyłam wspomnieć moje paznokcie są w całkiem dobrej kondycji - nie mogę zatem stwierdzić, czy serum wzmocniło i zregenerowało płytkę. Mogę natomiast stwierdzić, że regenerujące serum MaxRepair naprawdę wpłynęło pozytywnie na stan moich skórek wokół paznokci. Skórki wyglądają zdrowo, są nawilżone i ujednolicone, jak to obiecuje producent. Do tego o wiele rzadziej mam okazję do tzw. "skubania" zadziorków, bo o wiele rzadziej się one pojawiają.Co więcej, serum dobrze regeneruje paznokcie po zmyciu lakieru - przesuszenie związane z użyciem zmywacza znika po użyciu serum regeneracyjnego. Warto dodać, że serum regeneracyjne Evree jest bardzo wydajne i szybko się wchłania. Delikatnie pachnie, ale tylko jeśli się wczujemy :) Skład serum jest moim zdaniem bardzo dobry - mamy tutaj połączenie kilku olejków. 



Nic jednak nie dzieje się samo - przy tego typu produktach konieczna jest systematyczność. Wyrobiłam ją w sobie, właśnie dzięki temu, że serum bardzo wygodnie się aplikuje. Zdecydowanie wygodniej niż równie świetny olejek Sally Hansen, o którym pisałam Wam już kiedyś. Cena opisywanego dzisiaj serum MaxRepair nie przekracza 15 zł/8 ml, co również przemawia na korzyść tego produktu.

Znacie serum regeneracyjne do paznokci Evree?  Jak się u Was sprawuje? 

Olejek arganowy Nashi Argan

Olejek arganowy Nashi Argan


Witajcie!

Czy byłyście grzeczne w tym roku? Odwiedził  Was Mikołaj? Pochwalcie się prezentami :) Święta zdecydowanie za szybko mijają! W tym roku miałam tyle na głowie, że nawet nie zdążyłam przygotować tej recenzji przed Świętami. Wracam za to prawie-po-świętach z recenzją produktu, który jest świetny sam w sobie. Mowa tu o olejku arganowym, który dostałam od koleżanki. 


Opakowanie:
Piękne w swojej prostocie. Pamiętajcie jednak, że mamy do czynienia ze szklaną buteleczką. Śliskie dłonie po aplikacji olejku, płytki w łazience, chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. 


Moja opinia:
Nie będę owijać w bawełnę i powiem Wam od razu, że ten olejek to jeden z lepszych produktów do włosów, jakich miałam okazję używać. Moje włosy są cienkie, ale lubią się przesuszać na końcach. Z tym olejkiem nie doświadczam tego problemu. Olejek Nashi wygładza końcówki, nadaje im zdrowy wygląd i blask. Konsystencja olejku arganowego wydaje się dość ciężka, ale to tylko wrażenie. Olejek nie przetłuszcza włosów, nie skleja ich nieprzyjemnie. Na uwagę zasługuje również fakt, że olejek jest bardzo wydajny. Naprawdę niewielka kropla wystarczy, aby nawilżyć włosy.


Jedyne do czego mogę się przyczepić to dostępność produktu - można go bowiem zamawiać w salonach fryzjerskich bądź przez Internet. Udało mi się jednak znaleźć mapkę ukazującą, które salony powinny umożliwić zakup Nashi Argan. W moim mieście są aż dwa - pod tym linkiem sprawdzicie, jak sytuacja wygląda w Waszych miastach.

Koszt 30 ml opakowania to jakieś 45 zł. Cena nie jest niska, ale jeśli kupicie ten olejek, gwarantuję Wam, że będziecie się nim cieszyć przez długie miesiące. 

Znacie Nashi Argan? Używacie olejku arganowego?

Incandessence - woda perfumowana od Avon

Incandessence - woda perfumowana od Avon


Witajcie!

Avon znają chyba wszyscy. Jako nastolatka robiłam masowo zwykle niezbyt udane zamówienia. A to szminka w kolorze czekoladowym, a to brokatowy puder do ciała... Niedawno z czeluści strychu wygrzebałam resztkę świetnego balsamu do ust, który dosłownie wylewał się za kontur warg. Avon zapadł w mojej pamięci jako marka, której nie można tak do końca zaufać. Chyba nie skłamię mówiąc, że zadowolona byłam chyba jedynie z wód toaletowych. Dziś serwuję sobie i Wam powrót do przeszłości, przedstawiając tym samym bohaterkę dzisiejszego posta: wodę perfumowaną Incandessence.


Moja opinia:
Wersja 50 ml zamknięta jest w mieszczącej się w dłoni kuleczce. Pamiętam, że kiedyś górna część była zdejmowana, obecnie zakrętka i sama buteleczka stanowią jedną całość. Sam zapach jest dla mnie kobiecy i przyjemny. Pachniemy kwiatowo, ale nienachalnie. Ciepło i elegancko. Zapach jest dość słodki, ale na pewno nie przyprawi nas o ból głowy. Nuty zapachowe tej wody to: orchidea, konwalia, bergamotka, tulipan, frezja, magnolia, mimoza. Dla mnie ten zapach wydaje się inny na każdej kobiecie - jego zmienność jest urzekająca.


Przyznam, że Incandessence od Avonu nadal mi się podoba. Trwałość wcale nie jest najgorsza. W porównaniu z droższym jakieś 2,5 raza Beyonce Heat Rush trwałość jest naprawdę porażająca! Przynajmniej czuję zapach na sobie po dotarciu do pracy :) Kilka razy koleżanki pytały mnie też, czym pachnę :) Lubię takie pytania. Wiem, że pewnie nie ma porównania z perfumami za pięć stów z Sephory, ale w kraju, gdzie ledwo wystarcza od pierwszego do pierwszego... Same wiecie.


Moim zdaniem wody toaletowe Avonu to poprawne pozycje, które sprawią, że za niewielkie pieniądze będziemy czuć się kobieco. Incandessence znów mnie nie zawiodło. Ja jestem na tak. A Wy? 
 
Oczyszczanie po koreańsku, czyli peeling enzymatyczny Purederm

Oczyszczanie po koreańsku, czyli peeling enzymatyczny Purederm


Cześć!

Czujecie już magię Świąt? Ja mam nadzieję, że w końcu ją poczuję. Mam zamiar upiec pierniczki i udekorować dom w najbliższych dniach. Może macie jakiś sprawdzony przepis na pierniczki, które nie muszą długo kruszeć? Zostawcie linki w komentarzach, proszę :) Dziś natomiast przygotowałam dla Was recenzję peelingu enzymatycznego. Wydaje mi się, że ten rodzaj peelingu jest rzadziej wybierany - gdzieś przeczytałam nawet, że nie spełnia swojej podstawowej funkcji jaką jest złuszczanie naskórka odpowiednio, ale co mają na to powiedzieć osoby z wrażliwą cerą takie jak ja? Moja twarz czerwieni się sama z siebie... Zatem przeczytajcie proszę, jak sprawuje się u mnie oczyszczający i regenerujący peeling enzymatyczny koreańskiej marki Purederm. 


Opakowanie:
Wygodnie leży w dłoni, bez problemu można postawić je na zakrętce, choć wydawałoby się, że nie da rady się utrzymać w tej pozycji. Peeling wydobywa się przez niewielkich rozmiarów otworek na końcu wąskiego dzióbka. Delikatna konsystencja sprawia, że kosmetyk bez żadnych problemów wydostaje się z tubki o pojemności 100g. Myślę, że nie będzie problemu ze zużyciem specyfiku do końca.


Skład:

Aqua, PEG-8, Cellulose, Dipropylene Glycol, Alcohol Denat., Sodium Hyaluronate, Pyrus Malus (Apple) Fruit Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane) Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Citrus Limon (Lemon) Fruit Extract, Vaccinum Myrtillus Fruit/Leaf Extract, Allantoin, Beta-Glucan, Disodium EDTA, Carbomer, Triethanolamine, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Phenoxyethanol, Methylparaben, Fragrance (Parfum)
Skład chyba nie należy do najciekawszych, gdybym nie dostała tego peelingu, pewnie bym go sobie nie kupiła ze względu na alkohol w składzie (dla mnie to taki paradoks: peeling do cery wrażliwej z alkoholem w składzie...). Mimo to nie wywołał on u mnie podrażnienia ani przesuszenia. 


Moja opinia:
Na początku peeling Purederm trochę mnie rozczarował: miałam wrażenie, że nie działa, że jest mimo wszystko zbyt delikatny dla mnie; do tego ten nieszczęsny alkohol w składzie. Podchodziłam do niego jak pies do jeża. Z każdym użyciem zaczęłam jednak dostrzegać coraz więcej plusów tego produktu. Skóra po użyciu peelingu jest wygładzona i delikatna. Mam wrażenie, że staje się taka "równomierna" jakby wszelkie drobne niedoskonałości zniknęły. Równocześnie muszę dodać, że peeling enzymatyczny nie ściąga skóry, nie wysusza jej. Pachnie delikatnie, ale tylko przez chwilę po aplikacji. Wydajność to również jeden z plusów tego peelingu. Naprawdę niewielka ilość pozwoli na oczyszczenie całej twarzy. Zasadniczym minusem tego produktu jest jego dostępność. Peelingi Purederm widziałam jedynie w Hebe (w cenie 9-10 zł). 


Nie wiem, czy chcę polecić Wam ten peeling. Moja skóra źle reaguje na mocne peelingi z drobinkami, więc efekt jaki uzyskuje po użyciu tego peelingu zadowala mnie. Z drugiej strony pamiętajcie, że jest to moja subiektywna opinia - nie każdemu alkohol w składzie będzie więc odpowiadał... 
Znacie inne peelingi enzymatyczne godne uwagi?
Śliwkowe usta? Dlaczego nie z Sloane's Plum od Rimmel?

Śliwkowe usta? Dlaczego nie z Sloane's Plum od Rimmel?


Hej!

Lubicie mocno zaakcentowane usta? Ja sama się nie mogę zdecydować :) Na pewno obecnie jestem bardziej odważna niż kiedyś. Dlatego zaszalałam i kupiłam bohaterkę dzisiejszego posta - szminkę w odcieniu śliwkowym (Sloane's Plum). Nie do końca chyba do mnie pasuje, ale nieważne :P 


Zacznijmy od opakowania, ponieważ moim zdaniem przyciąga uwagę. Wygląda kobieco, przypadnie do gustu zwłaszcza fankom fioletów :) Choć może plastikowa zatyczka nie jest zbyt wytrzymała, to jednak ta pomadka ma coś w sobie.


Szminka pięknie nawilża usta, nadając im wyrazisty kolor. Można powiedzieć, że "wżera się" w wargi. Ale po kilku godzinach konieczne będą poprawki, mimo że kolor schodzi dość równomiernie. Po prostu śliwkowy odcień nie jest zbliżony do naturalnego koloru warg i widać, że malowałyśmy usta. 


Trudno było mi uchwycić jej odcień - wydaje się nieco fioletowa, lekko błyszcząca. Moim zdaniem przypomina śliwkę, ale trzeba zaznaczyć, że jej odcień będzie zależał od koloru Waszych ust. Dodatkowo, uważam, że jest to idealny kolor dla brunetek. Dla blondynek będzie jednak także odpowiedni, jeśli czujecie się pewnie w takim odcieniu  :) Przyznam, że na początku miałam problem, żeby dokładnie pokryć usta śliwkową szminką. Jednak konturówka załatwi sprawę. 


Jak Wam się podoba Sloane's Plum? Lubicie jesienne kolory na ustach?
Jak dbam o usta w okresie jesienno-zimowym?

Jak dbam o usta w okresie jesienno-zimowym?


Cześć!

W tym roku postanowiłam szczególnie zadbać o swoje usta. Spierzchnięte wargi były moją zmorą w okresie jesienno-zimowym chyba każdego roku... Na razie jednak dobrze sobie radzę. Zdecydowałam się używać trzech produktów: kokosowego masełka Nivea, pomadki peelingującej Sylveco i kultowego masełka Nuxe. Chociaż generalnie preferuję produkty w sztyftach, to zimą opatulam się szalem tak mocno, że nie lubię gdy usta przyklejają się do szalika :P Zapraszam wszystkich zainteresowanych, którzy chcą dowiedzieć się jak dbam o usta zimą.

Jak dbać o usta zimą?
Często zadawałam sobie to pytanie - jeszcze do niedawna. Dziś myślę, że ważne jest nie tylko nawilżanie, ale również złuszczanie naskórka - tak, by pozbyć się nielubianych suchych skórek. Peeling dla ust można wykonać za pomocą kryształków cukru połączonych odrobiną miodu. Pomocna może okazać się również szczoteczka do zębów, która zapewni nam delikatny masaż. Usta po takim "zabiegu" wyglądają świetnie i bez szminki, są bowiem lepiej ukrwione i wydają się pełniejsze. Ważna jest jednak systematyczność.


Osobom, które nie mają czasu/ochoty na kręcenie własnych peelingów, polecam pomadkę z peelingiem Sylveco. Jest to mój ulubiony produkt odżywczy - od kiedy poznałam tę pomadkę, używam jej wciąż i wciąż - nie wiem już, który z kolei to mój egzemplarz. Uważam, że sprawdzi się zarówno latem, jak i zimą.

Masełko Nivea w wersji kokosowej gości u mnie już po raz drugi. Jestem wielką fanką kokosa, a to masełko naprawdę świetnie radzi sobie z nawilżeniem ust. Miałam również wersję malinową, ale kokos zdecydowanie ją przebija. Używam kokosa na zmianę z Nuxe. Na początku nie byłam do niego przekonana, ale teraz polubiłam je. Jest bardzo wydajne, a do tego nieźle reperuje usta.

Kupując pomadkę ochronną bądź masełko do ust warto ponadto zwrócić uwagę na skład produktu. Szczególnie pożądane są różnego typu oleje, np. kokosowy, masło shea, witamina A, E. Kiedy skończy nam się pomadka, możemy do regeneracji ust z powodzeniem, wykorzystać miód.  


Myślę, że złuszczanie naskórka i porządne nawilżanie to kroki, które sprawią, że nasze usta będą wyglądać świetnie nawet w okresie jesienno-zimowym. Polecam Wam masełka Nivea (zwłaszcza kokosowe) oraz Nuxe, a także odżywczą pomadkę Sylveco. Jeśli jednak nie chcecie wydawać pieniędzy na kosmetyki, do pielęgnacji ust wystarczy Wam miód i cukier.

Chciałabym Wam również przypomnieć o akcji prowadzonej przez portal olx. Codziennie możemy "dokarmić" wybranego psiaka. Zachęcam Was - to nic nie kosztuje :)

Safira, regeneracyjne kapsułki do włosów

Safira, regeneracyjne kapsułki do włosów


Cześć!

Piątek był dla mnie ciężkim dniem - nie dość, że w pracy musiałam siedzieć 2 godziny dłużej niż powinnam, to jeszcze rozładował mi się akumulator w samochodzie i nie mogłam szybko wrócić do domu. Dziś do tego obudziłam się ze strasznym katarem. Marzę o tym, żeby się go pozbyć. Niestety leki nie dają sobie z nim rady. 
Co więcej, już od dawna chciałam napisać o bardzo ciekawym produkcie do włosów w formie kapsułek. Marka Safira nie była mi znana dopóki nie wygrałam rozdania na jednym z blogów. Kapsułki regeneracyjne do włosów, które wtedy otrzymałam bardzo przypadły mi do gustu. 


Opakowanie:
Sam kosmetyk zamknięty jest w małych kapsułkach, z których opróżnieniem można poradzić sobie bardzo łatwo. Kapsułki zaś zamknięte są w plastikowym, odkręcanym pojemniczku. W całym opakowaniu znajduje się 18 kapsułek - każda ma pojemność 1 mililitra. 

Skład:


Moja opinia:
Kapsułki są po prostu rewelacyjne. Myślałam, że będą obciążać moje włosy, jednak na moje szczęście nic takiego nie ma miejsca. Dodam tylko, że na raz zużywam mniej więcej połowę zwartości jednej kapsułki, ponieważ mam dość cienkie włosy. Co więcej, olejek zawarty w kapsułce nakładam na mokre włosy. 

Efekty działania kosmetyku były widoczne już po pierwszym użyciu. Nie mogłam przestać dotykać włosów po wyschnięciu. Były aksamitnie gładkie, miękkie i błyszczące. Do tego świetnie się układały. Mam wrażenie, że olejek zawarty w kapsułkach doskonale nawilża moje włosy, ale nie przeciąża ich.


Kapsułki dostępne są w trzech wersjach. Ja używam tych z wyciągiem z lilii wodnej, natomiast producent oferuje jeszcze kapsułki z wyciągiem z zielonej herbaty i z olejkiem różanym. Kapsułki zakupić można na stronie internetowej dystrybutora. W moim odczuciu dostępność jest jednak jedynym minusem tego produktu.


Nie spodziewałam się, że będę tak zadowolona z kapsułek z wyciągiem z lilii wodnej. Polecam je z czystym sumieniem i gładkimi włosami :) Obecnie są dostępne na stronie dystrybutora w obniżonej cenie 23 zł.
Marion, Olejki Orientalne - kokos, tamanu

Marion, Olejki Orientalne - kokos, tamanu

Witajcie!

Czasem zastanawiam się, jak wyglądałyby moje włosy, gdybym nie używała żadnego serum chroniącego końcówki. Od kilku mniej więcej lat codziennie staram się je chronić i mogę stwierdzić, że jest to mój taki mały poranny rytuał. Miałam już okazję sprawdzić wiele olejków różnego typu. Dziś przygotowałam post właśnie o produkcie, który zaciekawił mnie na tyle, że porzuciłam na chwilę moje ulubione serum Garnier. Jak spisał się produkt marki Marion na moich włosach?


Skład:
Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Dimethicone , Phenyl Trimethicone , Isopropyl Myristate , Parfum, Persea Gratissima Oil , Cocos Nucifera Oil, Olea Europaea Fruit Oil, Calophyllum Inophyllum Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Ascorbyl Palmitate, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Cl47000, Cl61565 

Moja opinia:
Niemałą trudność sprawia mi nazwanie tego produktu, ponieważ sama do końca nie wiem, jakim mianem można go określić. Jest to serum czy olejek? W każdym razie kosmetyk należy do linii olejki orientalne i jest przeznaczony do włosów słabych i delikatnych.


Skusił mnie oczywiście napis kokos na opakowaniu. Niestety, olejek nie pachnie kokosem. Ja przynajmniej go nie wyczuwam. Poza tym, zapach szybko ulatnia się z włosów, co dla mnie jest w tym przypadku plusem. Zapach olejku jest słodki, dla mnie zbyt słodki, odnajduję w nim waniliowe nuty. Widać zresztą, że zapach (parfum) w składzie znajduje się wyżej niż przyciągające uwagę na opakowaniu nazwy olejków - kokosowego i tamanu. 


Czy jestem zadowolona? Jestem, jednak "olejek" nie porwał mnie na tyle, bym miała do niego wrócić. Myślę, że to całkiem dobry produkt (za tę cenę), ponieważ podczas używania nie spostrzegłam, aby coś złego działo się z moimi końcówkami. Kosmetyk delikatnie dociążał włosy i ujarzmiał końcówki. Olejek nie przetłuszczał włosów dodatkowo i jak to zwykle bywa w przypadku kosmetyków tego typu cechował się dużą wydajnością. 

Jeśli nie przeszkadzają Wam słodkie zapachy i przymkniecie nieco oko na skład to olejek może okazać się całkiem w porządku, zwłaszcza, jeśli dodamy, że kosztuje ok. 5zł :) Zdradźcie mi, czy miałyście do czynienia z serią Olejki Orientalne Marion i czy byłyście zadowolone?

Jeśli zaś chciałybyście poczytać o moim niekwestionowanym ulubieńcu do zabezpieczania końcówek - zapraszam tutaj.