Sally Hansen Nail&Cuticules Hand Creme - krem nawilżający do rąk i skórek

Sally Hansen Nail&Cuticules Hand Creme - krem nawilżający do rąk i skórek


Witajcie!

Stwierdzam, że jestem uzależniona od pielęgnacji dłoni - kremowanie ich weszło mi już w nawyk! W związku z tym kremy do rąk zużywam bardzo szybko. Naprawdę systematyczna pielęgnacja może zdziałać cuda - w końcu nie muszę wstydzić się swoich dłoni. Dziś zatem przygotowałam dla Was recenzję kremu do rąk Sally Hansen Nails&Cuticles.Czy ta znana marka zachwyciła mnie swoim produktem na tyle, bym miała do niego wrócić?

krem-nawilzajacy-do-rak


Skład:
Raczej dość długi...

Moja opinia:
Kremy do rąk można podzielić na kilka grup: jedne są rzadkie, inne wchłaniają się godzinę, a jeszcze inne zamiast regenerować, wysuszają naskórek. Nie będę jednak tworzyć tutaj klasyfikacji kremów do rąk, po prostu o niewielu kremach warto wspominać :) Powiem Wam natomiast, że nawilżający krem do rąk Sally Hansen nie posiada żadnej z wymienionych powyżej cech. Jego treściwa konsystencja sprawia, że dłonie zachowują nawilżenie nawet po umyciu. Do tego szybko się wchłania i świetnie zmiękcza skórę dłoni, która staje się nawilżona, a nie tłusta. Niewielka ilość kremu wystarczy, by pozbyć się niemiłego uczucia suchych dłoni. 

krem-do-rak-na-zime, dobry-krem-do-rak
Dodaj napis

Co mnie osobiście się nie do końca podoba to zapach. Wyczuwam silne aromaty pomarańczowe, które nie do końca trafiają w mój gust (miałam już kiedyś balsam do ciała o pomarańczowym zapachu, który przyprawiał mnie niemalże o ból głowy). Jednakże świetne działanie rekompensuje mi ten mankament. Krem kosztuje ok. 20 zł/96g (swoją drogą bardzo ciekawa pojemność, nieprawdaż?). Warto polować na promocje, ja kupiłam go o wiele taniej.

Moim zdaniem nawilżający krem do rąk i skórek Nails&Cuticules Sally Hansen to jeden z lepszych produktów do rąk, jakich przyszło mi używać. Świetnie sprawdzi się zimą, a co więcej, dzięki niemu nie muszę tak często sięgać po krem :) A jakie są Wasze ulubione kremy do rąk? Dajcie znać w komentarzach.

Carmex, intensywnie nawilżający balsam do ust

Carmex, intensywnie nawilżający balsam do ust

Witajcie!

Z organizacją mojego wolnego czasu jest ostatnio bardzo kiepsko. Ale z drugiej strony... Jest kiepsko z moim wolnym czasem w ogóle. Podziwiam osoby, które pracują i regularnie prowadzą bloga. Dla mnie jest to sytuacja nieosiągalna. Przynajmniej nie na razie. Jak Wy sobie z tym radzicie? Kończąc biadolenie, chciałabym przejść do meritum, czyli mojej recenzji pomadki ochronnej Carmex. Ta amerykańska marka od zawsze mnie ciekawiła, dlatego w końcu postanowiłam poznać jeden z jej produktów. Wybrałam na chybił-trafił i zaczęłam używać. Czy moje usta są mi wdzięczne? :)

balsam-do-ust-carmex

Opakowanie:
Balsam zamknięto w wygodnym sztyfcie, który nie zajmuje wiele miejsca. Nie próbujcie jednak wykręcać pomadki "prawie-do-końca" jak to ja mam w zwyczaju (by sprawdzić, czy mam już szukać nowego zamiennika), bo może się okazać, że cały mechanizm wykręcający nie działa jak należy i balsam trzeba później wpychać na siłę...

Skład:
Niektóre składniki znajdują się w dwóch miejscach - czy tak powinno być? :P

Moja opinia:
Początkowo obawiałam się, że zapach wanilii (czy śmietankowy?) nie przypadnie mi do gustu. Jednakże mentol (który znajduje się w składzie kosmetyku) przesłania moim zdaniem tę wanilię. Po aplikacji balsamu nawilżającego Carmex czuć mrowienie ust. Efekt chłodzenia usta jest zwykle bardziej pożądany latem niż zimą, ale przyzwyczaiłam się już do niego. 

balsam-do-ust

Produkty do ust zużywam w tempie ekspresowym, ponieważ jestem maniakiem ich pielęgnacji. Niemniej, wiele produktów do ust cechuje się dużą wydajnością. Niestety nie można tego powiedzieć o tym waniliowym balsamie Carmex... Jest on bowiem dość miękki, tłusty i łatwo rozprowadza się na ustach, co sprawia, że jakoś szybko znika z opakowania.

spierzchniete-usta

Muszę jednak dodać, że Carmex dobrze regeneruje spierzchnięte usta oraz chroni przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych. Naprawdę poprawia stan ust, w szybkim tempie. Warto dodać, że balsam posiada filtr SPF15. 

Carmex nie wszystkim przypadnie do gustu, jednak moim zdaniem, jeśli borykacie się z problemem spierzchniętych ust, warto kupić waniliowy balsam nawilżający tej marki. Innych wersji "smakowych" nie miałam, ale może skuszę się na limonkę. Polecacie Carmex'y? 

PS Chciałabym powiedzieć Wam również, że możecie znaleźć mnie na bloglovin :) 

Czy 10 od Bourjois to strzał w 10? Don't pink of it!

Czy 10 od Bourjois to strzał w 10? Don't pink of it!

Witajcie!

Zwykle z pewnym dystansem podchodzę do wszelkiego rodzaju hitów kosmetycznych. Bardzo często zakup polecanej przez prawie wszystkie dziewczyny masakry przynosił mi jedynie rozczarowanie. Teraz staram się być bardziej rozważna :) Podejść do zakupu bohaterki dzisiejszego posta - matowej pomadki Bourjois - miałam kilka. Przeczytałam też miliard opinii na jej temat. Zdecydowałam się w końcu piękny odcień brudnego różu o numerze 10 Don't pink of it!, który absolutnie mnie zauroczył. 

bourjois-dont-pink-of-it, matowa-pomadka-bourjois

Opakowanie:
Moim zdaniem już same opakowania pomadek Bourjois zachęcają do zakupu - mają coś w sobie, lekko kompaktowe, krzyczą: "zabierz mnie, wrzuć mnie do torebki". Warto podkreślić, że są też solidne - moja pomadka zaliczyła kilka upadków, a opakowanie pozostaje w stanie nienaruszonym :) Wygodny aplikator to kolejny walor tej szminki. 


Moja opinia:
Oficjalnie dołączam do grona fanek matów Bourjois :) Podoba mi się w tym macie chyba wszystko. Po pierwsze, kolor. Jak to mówią: lepsza wersja własnych ust. Lekko brudny róż świetnie podkreśla urodę blondynek. Nadaje się na dzień, ale i na wielkie wyjście (usta będą stanowić tło dla mocniej podkreślonych oczu). Ze względu na świetną trwałość, matowa pomadka przetrwa w nienaruszonym stanie na wargach kilka godzin. Faktem jest to, że nie mam porównania - Don't pink of it! od Bourjois to mój pierwszy mat. W moim odczuciu jednak Bourjois bardzo wysoko postawiło poprzeczkę. 


Zaletą tej pomadki jest to, że nie podkreśla suchych skórek. Uściślając, bardzo suche usta na pewno nie będą wyglądały świetnie pod żadną pomadką. Przed aplikacją wystarczy zrobić szybki peeling szczoteczką do zębów albo po prostu dobrze nawilżyć usta. Nie wydaje mi się jednak, żeby dziewczyny, które dość systematycznie nawilżają swoje usta, miały się obawiać tego matu. Ja na początku się obawiałam, ale na szczęście bezpodstawnie. Co więcej, pomadka schodzi z ust w sposób bardzo równomierny.
Poniżej oczywiście możecie zobaczyć jak pomadka w odcieniu nr 10 Don't pink of it! prezentuje się na moich ustach.


Znacie maty Bourjois? Ja chyba kompletnie przepadłam i mam ochotę na kolejne kolory:) Kuszą mnie również matowe szminki Golden Rose. Oczekujcie więc kolejnych recenzji na moim blogu :)
Rimmel Lash Accelerator - wydłużająco-odżywczy tusz do rzęs

Rimmel Lash Accelerator - wydłużająco-odżywczy tusz do rzęs


Cześć!


Być może dobrze już wiecie, że jestem fanką maskar wydłużających. Kiedyś kupowałam tylko takie, teraz jestem bardziej otwarta na świat :) Dziś jednak opowiem Wam maskarze marki Rimmel właśnie z grupy wydłużających. Na końcu wpisu zobaczycie, jak tusz Lash Accelerator prezentuje się na moich rzęsach - będziecie mogły ocenić efekt :) Zapraszam do wyrażenia opinii w komentarzach. 


Opakowanie i szczoteczka:
Opakowanie maskary Lash Accelerator jest smukłe i eleganckie, z nutą szaleństwa w postaci nieco neonowej zakrętki. Szczoteczka jest moim zdaniem niespotykana - rozszerza się w swojej centralnej części, czego oczywiście dobrze nie widać na zdjęciu...


Opis producenta:
Maskara ekspresowo wydłuża i intensywnie odżywia rzęsy. Zawiera kompleks `Grow Lash`, który zawiera unikalną kombinację naturalnych składników, które wzmacniają osłabione rzęsy i hamują ich wypadanie. Procapil poprawia mikrokrążenie w cebulce włosa, odżywia i dotlenia rzęsy, zapobiega ich wypadaniu.Biotyna wzmacnia rzęsy i wspomaga ich wzrost a ekstrakt z bambusa - nawilża rzęsy i zwiększa ich odporność na uszkodzenia.

Moja opinia:
Maskara Lash Accelerator w kolorze czarnym (01 Black) fajnie wydłuża i rozdziela rzęsy, niemniej jednak słabo je pogrubia. Być może nie powinnam oczekiwać tego od tuszu, który ma za zadanie wydłużać, ale brak pogrubienia sprawia, że otrzymujemy delikatny, dzienny look. Ponadto, nie jestem w stanie stwierdzić, czy maskara odżywia rzęsy i hamuje ich wypadanie.
Zauważyłam, że maskara lubi kruszyć się pod koniec dnia, ale nie wiem czy nie wynika to z faktu, że prowadzę ostatnio bardziej aktywny tryb życia. Tusz jednak łatwo się zmywa i nie odbija się na mojej górnej powiece, co często się zdarza w przypadku większych szczoteczek. Na zdjęciu poniżej jedna warstwa tuszu.


O maskarze nie ma zbyt wielu opinii w Internecie, ale mogę powiedzieć, że jest to kosmetyk dla zwolenniczek delikatnego podkreślenia oczu. Idealny na dzień, choć raczej dla dziewczyn, które nie pocierają często oczu :)
Jakie polecacie wydłużające tusze do rzęs? Dajcie znać w komentarzach.
Dbaj o paznokcie nawet na wykładzie z serum regeneracyjnym MaxRepair od Evree

Dbaj o paznokcie nawet na wykładzie z serum regeneracyjnym MaxRepair od Evree


Witajcie!

Moje paznokcie nie są wcale takie najgorsze. Za to skórki wokół nich - delikatnie mówiąc - nie należą do najpiękniejszych na świecie... Często kremuję ręce, ale skórki bardzo ciężko jest doprowadzić do porządku. Dlatego zdecydowałam się na zakup regeneracyjnego serum do paznokci MaxRepair marki Evree. Spodobała mi się wygodna tubka, w której zamknięto olejkową zawartość. Czy jednak serum zachwyciło mnie czymś więcej niż tylko pięknym opakowaniem? 


Opakowanie:
Słowo się rzekło: opakowanie jest bardzo wygodne - poręczna tubka zakończona delikatnym aplikatorem-pędzelkiem. Sami dozujemy pożądaną ilość produktu, naciskając po prostu miękki plastik opakowania. Niemniej, na początku warto uważać, wypełniona po brzegi tubka lubi bowiem "wypuścić" nieco większą ilość produktu niż oczekiwana.... Z upływem czasu taka sytuacja nie ma już miejsca.

Skład:


Moja opinia:

Pomysł z małą, poręczną tubką jest na tyle fajny, że można tę tubkę zabrać ze sobą - włożyć ją do torebki i używać jej wszędzie tam gdzie dusza zapragnie :) Takie rozwiązanie wydaje się naprawdę motywujące - nie miałam już wymówki w stylu "zapomniałam, nie mam czasu". Nie namawiam Was do złego, ale można zaaplikować to serum nawet pod ławką na wykładzie :D


Jak już zdążyłam wspomnieć moje paznokcie są w całkiem dobrej kondycji - nie mogę zatem stwierdzić, czy serum wzmocniło i zregenerowało płytkę. Mogę natomiast stwierdzić, że regenerujące serum MaxRepair naprawdę wpłynęło pozytywnie na stan moich skórek wokół paznokci. Skórki wyglądają zdrowo, są nawilżone i ujednolicone, jak to obiecuje producent. Do tego o wiele rzadziej mam okazję do tzw. "skubania" zadziorków, bo o wiele rzadziej się one pojawiają.Co więcej, serum dobrze regeneruje paznokcie po zmyciu lakieru - przesuszenie związane z użyciem zmywacza znika po użyciu serum regeneracyjnego. Warto dodać, że serum regeneracyjne Evree jest bardzo wydajne i szybko się wchłania. Delikatnie pachnie, ale tylko jeśli się wczujemy :) Skład serum jest moim zdaniem bardzo dobry - mamy tutaj połączenie kilku olejków. 



Nic jednak nie dzieje się samo - przy tego typu produktach konieczna jest systematyczność. Wyrobiłam ją w sobie, właśnie dzięki temu, że serum bardzo wygodnie się aplikuje. Zdecydowanie wygodniej niż równie świetny olejek Sally Hansen, o którym pisałam Wam już kiedyś. Cena opisywanego dzisiaj serum MaxRepair nie przekracza 15 zł/8 ml, co również przemawia na korzyść tego produktu.

Znacie serum regeneracyjne do paznokci Evree?  Jak się u Was sprawuje? 

Olejek arganowy Nashi Argan

Olejek arganowy Nashi Argan


Witajcie!

Czy byłyście grzeczne w tym roku? Odwiedził  Was Mikołaj? Pochwalcie się prezentami :) Święta zdecydowanie za szybko mijają! W tym roku miałam tyle na głowie, że nawet nie zdążyłam przygotować tej recenzji przed Świętami. Wracam za to prawie-po-świętach z recenzją produktu, który jest świetny sam w sobie. Mowa tu o olejku arganowym, który dostałam od koleżanki. 


Opakowanie:
Piękne w swojej prostocie. Pamiętajcie jednak, że mamy do czynienia ze szklaną buteleczką. Śliskie dłonie po aplikacji olejku, płytki w łazience, chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. 


Moja opinia:
Nie będę owijać w bawełnę i powiem Wam od razu, że ten olejek to jeden z lepszych produktów do włosów, jakich miałam okazję używać. Moje włosy są cienkie, ale lubią się przesuszać na końcach. Z tym olejkiem nie doświadczam tego problemu. Olejek Nashi wygładza końcówki, nadaje im zdrowy wygląd i blask. Konsystencja olejku arganowego wydaje się dość ciężka, ale to tylko wrażenie. Olejek nie przetłuszcza włosów, nie skleja ich nieprzyjemnie. Na uwagę zasługuje również fakt, że olejek jest bardzo wydajny. Naprawdę niewielka kropla wystarczy, aby nawilżyć włosy.


Jedyne do czego mogę się przyczepić to dostępność produktu - można go bowiem zamawiać w salonach fryzjerskich bądź przez Internet. Udało mi się jednak znaleźć mapkę ukazującą, które salony powinny umożliwić zakup Nashi Argan. W moim mieście są aż dwa - pod tym linkiem sprawdzicie, jak sytuacja wygląda w Waszych miastach.

Koszt 30 ml opakowania to jakieś 45 zł. Cena nie jest niska, ale jeśli kupicie ten olejek, gwarantuję Wam, że będziecie się nim cieszyć przez długie miesiące. 

Znacie Nashi Argan? Używacie olejku arganowego?

Incandessence - woda perfumowana od Avon

Incandessence - woda perfumowana od Avon


Witajcie!

Avon znają chyba wszyscy. Jako nastolatka robiłam masowo zwykle niezbyt udane zamówienia. A to szminka w kolorze czekoladowym, a to brokatowy puder do ciała... Niedawno z czeluści strychu wygrzebałam resztkę świetnego balsamu do ust, który dosłownie wylewał się za kontur warg. Avon zapadł w mojej pamięci jako marka, której nie można tak do końca zaufać. Chyba nie skłamię mówiąc, że zadowolona byłam chyba jedynie z wód toaletowych. Dziś serwuję sobie i Wam powrót do przeszłości, przedstawiając tym samym bohaterkę dzisiejszego posta: wodę perfumowaną Incandessence.


Moja opinia:
Wersja 50 ml zamknięta jest w mieszczącej się w dłoni kuleczce. Pamiętam, że kiedyś górna część była zdejmowana, obecnie zakrętka i sama buteleczka stanowią jedną całość. Sam zapach jest dla mnie kobiecy i przyjemny. Pachniemy kwiatowo, ale nienachalnie. Ciepło i elegancko. Zapach jest dość słodki, ale na pewno nie przyprawi nas o ból głowy. Nuty zapachowe tej wody to: orchidea, konwalia, bergamotka, tulipan, frezja, magnolia, mimoza. Dla mnie ten zapach wydaje się inny na każdej kobiecie - jego zmienność jest urzekająca.


Przyznam, że Incandessence od Avonu nadal mi się podoba. Trwałość wcale nie jest najgorsza. W porównaniu z droższym jakieś 2,5 raza Beyonce Heat Rush trwałość jest naprawdę porażająca! Przynajmniej czuję zapach na sobie po dotarciu do pracy :) Kilka razy koleżanki pytały mnie też, czym pachnę :) Lubię takie pytania. Wiem, że pewnie nie ma porównania z perfumami za pięć stów z Sephory, ale w kraju, gdzie ledwo wystarcza od pierwszego do pierwszego... Same wiecie.


Moim zdaniem wody toaletowe Avonu to poprawne pozycje, które sprawią, że za niewielkie pieniądze będziemy czuć się kobieco. Incandessence znów mnie nie zawiodło. Ja jestem na tak. A Wy? 
 
Oczyszczanie po koreańsku, czyli peeling enzymatyczny Purederm

Oczyszczanie po koreańsku, czyli peeling enzymatyczny Purederm


Cześć!

Czujecie już magię Świąt? Ja mam nadzieję, że w końcu ją poczuję. Mam zamiar upiec pierniczki i udekorować dom w najbliższych dniach. Może macie jakiś sprawdzony przepis na pierniczki, które nie muszą długo kruszeć? Zostawcie linki w komentarzach, proszę :) Dziś natomiast przygotowałam dla Was recenzję peelingu enzymatycznego. Wydaje mi się, że ten rodzaj peelingu jest rzadziej wybierany - gdzieś przeczytałam nawet, że nie spełnia swojej podstawowej funkcji jaką jest złuszczanie naskórka odpowiednio, ale co mają na to powiedzieć osoby z wrażliwą cerą takie jak ja? Moja twarz czerwieni się sama z siebie... Zatem przeczytajcie proszę, jak sprawuje się u mnie oczyszczający i regenerujący peeling enzymatyczny koreańskiej marki Purederm. 


Opakowanie:
Wygodnie leży w dłoni, bez problemu można postawić je na zakrętce, choć wydawałoby się, że nie da rady się utrzymać w tej pozycji. Peeling wydobywa się przez niewielkich rozmiarów otworek na końcu wąskiego dzióbka. Delikatna konsystencja sprawia, że kosmetyk bez żadnych problemów wydostaje się z tubki o pojemności 100g. Myślę, że nie będzie problemu ze zużyciem specyfiku do końca.


Skład:

Aqua, PEG-8, Cellulose, Dipropylene Glycol, Alcohol Denat., Sodium Hyaluronate, Pyrus Malus (Apple) Fruit Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane) Extract, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Citrus Limon (Lemon) Fruit Extract, Vaccinum Myrtillus Fruit/Leaf Extract, Allantoin, Beta-Glucan, Disodium EDTA, Carbomer, Triethanolamine, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Phenoxyethanol, Methylparaben, Fragrance (Parfum)
Skład chyba nie należy do najciekawszych, gdybym nie dostała tego peelingu, pewnie bym go sobie nie kupiła ze względu na alkohol w składzie (dla mnie to taki paradoks: peeling do cery wrażliwej z alkoholem w składzie...). Mimo to nie wywołał on u mnie podrażnienia ani przesuszenia. 


Moja opinia:
Na początku peeling Purederm trochę mnie rozczarował: miałam wrażenie, że nie działa, że jest mimo wszystko zbyt delikatny dla mnie; do tego ten nieszczęsny alkohol w składzie. Podchodziłam do niego jak pies do jeża. Z każdym użyciem zaczęłam jednak dostrzegać coraz więcej plusów tego produktu. Skóra po użyciu peelingu jest wygładzona i delikatna. Mam wrażenie, że staje się taka "równomierna" jakby wszelkie drobne niedoskonałości zniknęły. Równocześnie muszę dodać, że peeling enzymatyczny nie ściąga skóry, nie wysusza jej. Pachnie delikatnie, ale tylko przez chwilę po aplikacji. Wydajność to również jeden z plusów tego peelingu. Naprawdę niewielka ilość pozwoli na oczyszczenie całej twarzy. Zasadniczym minusem tego produktu jest jego dostępność. Peelingi Purederm widziałam jedynie w Hebe (w cenie 9-10 zł). 


Nie wiem, czy chcę polecić Wam ten peeling. Moja skóra źle reaguje na mocne peelingi z drobinkami, więc efekt jaki uzyskuje po użyciu tego peelingu zadowala mnie. Z drugiej strony pamiętajcie, że jest to moja subiektywna opinia - nie każdemu alkohol w składzie będzie więc odpowiadał... 
Znacie inne peelingi enzymatyczne godne uwagi?
Śliwkowe usta? Dlaczego nie z Sloane's Plum od Rimmel?

Śliwkowe usta? Dlaczego nie z Sloane's Plum od Rimmel?


Hej!

Lubicie mocno zaakcentowane usta? Ja sama się nie mogę zdecydować :) Na pewno obecnie jestem bardziej odważna niż kiedyś. Dlatego zaszalałam i kupiłam bohaterkę dzisiejszego posta - szminkę w odcieniu śliwkowym (Sloane's Plum). Nie do końca chyba do mnie pasuje, ale nieważne :P 


Zacznijmy od opakowania, ponieważ moim zdaniem przyciąga uwagę. Wygląda kobieco, przypadnie do gustu zwłaszcza fankom fioletów :) Choć może plastikowa zatyczka nie jest zbyt wytrzymała, to jednak ta pomadka ma coś w sobie.


Szminka pięknie nawilża usta, nadając im wyrazisty kolor. Można powiedzieć, że "wżera się" w wargi. Ale po kilku godzinach konieczne będą poprawki, mimo że kolor schodzi dość równomiernie. Po prostu śliwkowy odcień nie jest zbliżony do naturalnego koloru warg i widać, że malowałyśmy usta. 


Trudno było mi uchwycić jej odcień - wydaje się nieco fioletowa, lekko błyszcząca. Moim zdaniem przypomina śliwkę, ale trzeba zaznaczyć, że jej odcień będzie zależał od koloru Waszych ust. Dodatkowo, uważam, że jest to idealny kolor dla brunetek. Dla blondynek będzie jednak także odpowiedni, jeśli czujecie się pewnie w takim odcieniu  :) Przyznam, że na początku miałam problem, żeby dokładnie pokryć usta śliwkową szminką. Jednak konturówka załatwi sprawę. 


Jak Wam się podoba Sloane's Plum? Lubicie jesienne kolory na ustach?

Ceneo