Jak zacząć... Chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze. Prezentuję dziś produkt, który mnie rozczarował. Zwiedziona opiniami koleżanki o świetności tego oto kremu, kupiłam go. Mowa o ultradelikatnym kremie do depilacji pach, rąk i okolic bikini z aloesem i proteinami jedwabiu. Jest tak delikatny, że nie dostrzegłam żadnego działania. To był mój pierwszy (i zapewne ostatni) raz z tego typu produktem.
Cena: na szczęście promocyjna - kupiony w Hebe za ok. 5 zł
Pojemność: 125 ml
Dostępność: wszędzie!
Obietnice producenta:
Opakowanie:
Krem jest zapakowany w papierowe różowe pudełeczko. Sam krem znajduje się w tubce. Do niej dołączona jest szpatułka. Nie jest zbyt ostra. Czytałam w sieci, że niektórym osobom wyrządziła niemałą krzywdę. U mnie jednak znalazł się mało ostry egzemplarz.
Zapach i konsystencja:
Zapach jest straszny, typowy dla tego rodzaju produktów do depilacji. Utrzymuje się przez jakiś czas na skórze, niestety :( Konsystencja - w sam raz - nie za rzadka, nie za gęsta. Jest ok.
Moja opinia:
Nałożyłam grubą warstwę kremu na niewielki fragment skóry (lepiej dmuchać na zimne), odczekałam parę minut, machnęłam szpatułką i nic. Pomyślałam, że źle spojrzałam na zegarek i wszystko powtórzyłam raz jeszcze. Czekałam (z nadzieją - matką...), czekałam (nie może być tak źle) i się nie doczekałam! Znów. Nawet najmniejszy włosek się nie poddał temu kremowi. A miało być tak pięknie...
Do tego ten wstrętny zapach. Jestem na NIE. Nie będę się długo rozwodzić nad działaniem tego specyfiku, bo go nie ma.
Lubię firmę Eveline (zwłaszcza tusze do rzęs), ale tego kremu nie polecam - miał być efekt łał, a wyszedł efekt noł.Używałyście tego "cuda"? A może znacie jakiś krem, który faktycznie działa i nie podrażnia skóry?
Pozdrawiam,
Lex