Cześć!
Odpowiedź na to pytanie wydaje się prosta, jednak nie do końca. Chciałabym dzisiaj przedstawić Wam swoją historię. Nie odpowiem Wam na pytanie co u Was nie działa tak jak powinno, ale może skłonię Was do jakichś refleksji. Sama przez lata nie cierpiałam aktywności fizycznej. Kiedy inne dzieci miały najlepsze stopnie z wf-u, ja miałam najgorsze... Do dziś pamiętam moje spektakularne upadki na zajęciach w szkole. W końcu jednak dorosłam, a moje myślenie zmieniło się na tyle, że postanowiłam wskoczyć w sportowy strój i po prostu ćwiczyć. A dzisiaj nawet to lubię :) Jak do tego doszłam? Tego dowiecie się z wpisu.
1. Wyrzuć z siebie wewnętrzne przekonania
Nie jestem typem kanapowego lenia, ale aktywność fizyczna zawsze kojarzyła mi się źle. Rzutowały na to doświadczenia ze szkoły. Moja drobna budowa sprawiała, że na wf chodziłam niechętnie. Nie miałam tyle siły, by rzucać piłeczką palantową na odległość boiska czy daleko skakać w dal. Mimo to nigdy się nie poddawałam i każdego roku dzielnie uczestniczyłam w zajęciach sportowych, chociaż nieraz usłyszałam niemiłe komentarze na swój temat, a raczej tego jaki ze mnie słabeusz i niezdara. Po ukończeniu szkoły z ulgą przyjęłam informację, że już nigdy nie będę musiała ćwiczyć pod czymkolwiek okiem. Po tym zaczęłam studia i zobaczyłam plan zajęć. "Ale jak to będzie wf?" - pomyślałam, widząc plan zajęć. Wybrałam spośród wielu opcji zajęcia na siłowni. Tam jednak nikt nie zwracał uwagi jakie jesteśmy, ważna była obecność i chęć do ćwiczeń. Semestr szybko się skończył, a ja znów odetchnęłam z ulgą. Tak pewnie przeżyłabym z moją wewnętrzną niechęcią do ćwiczeń zorganizowanych, ale patrząc na moje koleżanki umawiające się na kolejne wyjście na zumbę czy aerobik poczułam, że coś mnie omija. Ciągle jednak w mojej głowie tkwiło przekonanie, że na sportowca to ja się nie nadaję... Jak to wyjść z ludźmi i pokazać te plączące się nogi... Zorganizowane zajęcia? Przecież wszyscy się będą śmiać... Z perspektywy czasu widzę, jak wielką krzywdę wyrządziły mi opinie innych na temat mojej osoby i jak mocno zakotwiczyły się w moim umyśle.
2. Znajdź dyscyplinę/aktywność dla siebie
Kiedy byłam na studiach zaczął się ogromny boom na aktywność fizyczną, a kluby fitness wyrastały jak grzyby po deszczu. Poszczególne miejsca prześcigały się we wprowadzaniu coraz ciekawszych zajęć i form aktywności. Okazało się, że nawet taka "łamaga" jak ja może bez uszczerbku na swoim zdrowiu i innych uczestniczyć w zajęciach. Plączące się nogi? Były, a jakże. Ale po dziesiątych zajęciach, w których brałam udział, okazało się, że i ja mam poczucie rytmu. Niezdara, którą zawsze byłam gdzieś zniknęła. Zaczęłam trzymać prostą postawę i lepiej się czuć. Chodziłam tak naprawdę na wszystkie zajęcia po kolei, by znaleźć najlepszą opcję dla siebie. Nie lubię biegać, nigdy nie nauczyłam się pływać, ale godzina spędzona na zorganizowanych zajęciach fitness z użyciem bosu, taśm trx, worków czy zwykłych hantli sprawia mi przyjemność. I dziś ja, człowiek, który przed każdym wf-em w szkole zastanawiał się jak żyć, mówię, że sport może sprawiać przyjemność. Nieprawdopodobne, a jednak! Mamy dzisiaj naprawdę sporo możliwości i naprawdę warto z nich korzystać. Dlatego szukajcie, wybierzcie takie zajęcia, które sprawiają Wam radość, a już nigdy nie będziecie ćwiczyć z przymusu.
3. Zrób sobie terapię szokową
Kiedy byłam jeszcze na studiach, udział w zajęciach fitness, nie był dla mnie tak trudny. Problem zaczął się, gdy musiałam połączyć studia z pracą, a potem zaczęłam pracę na cały etat. Nadgodziny nie potęgowały mojego zapału, wręcz przeciwnie... Dodatkowo, siedząca praca dawała mi się we znaki. Bolały mnie plecy, tu i ówdzie pojawił się tłuszczyk, którego nigdy wcześniej nie było. Ćwiczyłam raz na tydzień, bądź raz na dwa tygodnie, ale nie robiłam tego z sercem. Zawsze znajdowałam nową wymówkę. A to pogoda nie taka, a to brak sił, do tego bolące plecy... W końcu przestałam ćwiczyć na dobre. Opamiętanie przyszło, kiedy podczas wyprzedaży zimowych udałam się do centrum handlowego, by nieco się obkupić. Rozmiar 36, który nosiłam od 6 lat stał się przyciasny. Widok moich "kształtów" w sklepowych lustrach zdecydowanie mnie otrzeźwił. Żyłam w przekonaniu, że mam dobre geny, jestem drobnej budowy i to wystarczy. Jednak nie do końca.
4. Znajdź motywator
Muszę tutaj zaznaczyć, że w tej całej aktywności fizycznej moim celem nie jest drastyczne chudnięcie o 10 kg. Po prostu chcę o siebie dbać, być sprawna i jędrna jak najdłużej. Chodzi o to, żeby się po prostu ruszać. Jednak nikt i nic nie może nas zmusić do ruchu, jeśli my sami nie zmienimy swojego sposobu myślenia. Dlatego warto wyznaczyć sobie jakiś cel i zaplanować jak chcemy go osiągnąć. Obecnie w moim przypadku celem jest powrót do rozmiaru 36. Chcę to osiągnąć poprzez uczestnictwo trzy razy w tygodniu w zajęciach fitness. Z czasem chciałabym zwiększyć tę częstotliwość, ale na razie moim celem są trzy razy. Chcę wysmuklić swoje ciało, ujędrnić je bez jakichś drastycznych środków. Każdy powinien odnaleźć własny motywator, dla którego chce ćwiczyć.
Żeby przekonać się do aktywności fizycznej wystarczy zrobić pierwszy krok. Czasem okazuje się, że nasze wewnętrzne przekonania nie pozwalają nam po prostu zacząć. Jednak w dzisiejszych czasach ogrom możliwości, które mamy sprawia, że możemy ćwiczyć to co lubimy i kiedy chcemy. Sport to zdrowie. Dbajmy o siebie, by cieszyć się zdrowiem jak najdłużej.
Uprawiacie jakieś sporty? Jak dbacie o swoje zdrowie?