Cześć!
Kosmetyki marki MIYA kuszą mnie od dawna, zwłaszcza kremy do twarzy. Długo nie mogłam zdecydować się, który z nich wybrać, ale ostatecznie stwierdziłam, że odpowiedni dla mojej cery będzie wariant Hello Yellow z masłem mango. Liczyłam na owocowe orzeźwienie w środku jesieni, ponieważ zakupiłam krem już w październiku ubiegłego roku. Trafiła mi się jakaś duża promocja, więc kosztował chyba połowę ceny regularnej. Zachęcona opiniami oraz moim uwielbieniem do mango otworzyłam krem i... nastąpiło rozczarowanie zapachowe. Zachwalany wszem i wobec zapach mango okazał się nieco sztucznym, uciążliwym aromatem.... Trudno było mi w to uwierzyć! Jak rzesze zadowolonych klientek mogły się mylić? Odpowiedź przyszła kilka tygodni później, kiedy to okazało się, że jestem w ciąży i mój nos po protu źle zareagował na ten zapach. W drugim trymestrze krem pachniał już lepiej i mogłam powrócić do używania :D Moja relacja love-hate z tym kremem to przykład na to jak produkt może działać w zależności od tego co się dzieje z naszym organizmem.