Cześć!
Zauważyłam, że ostatnio coraz częściej sięgam po polskie produkty. Muszę przyznać, że to zasługa faktu, iż prowadzę bloga i mam większą świadomość istnienia różnych rodzimych marek. Sylveco poznałam właśnie dzięki blogom i marka przypadła mi do gustu od pierwszego użycia :) Pomadka z peelingiem sprawdza się u mnie świetnie, a krem brzozowy z betuliną to mój hit na zimę. Dziś przyszła pora ujawnić światu moją opinię na temat łagodzącego kremu pod oczy. Zapraszam!
Pierwsze co rzuca się w oczy to oczywiście opakowanie - chyba jedno z najbardziej wygodnych, a zarazem higienicznych opakowań - typu airless. Opakowanie pięknie prezentuje się na toaletce, a sama pompka dozuje odpowiednią ilość produktu. Dla mnie to istna przyjemność używania :)
Konsystencja tego białego kremu jest lekka, ale nie wodnista. Dzięki temu łagodzący krem pod oczy szybko się wchłania i nadaje się pod makijaż. Na noc nakładam zwykle większą ilość kremu pod oczy, robiąc sobie swoistą maseczkę. Rano ciągle czuję, że skóra pod oczami jest nawilżona i lekko napięta. Jeśli chodzi o nawilżenie to ja jestem zadowolona, choć muszę nałożyć większą ilość kremu, aby poczuć dobre nawilżenie (zresztą sam producent tak zaleca).
Mam też wrażenie, że krem lekko rozjaśnił moją skórę wokół oczu - worki nie zniknęły, ale widoczne żyłki jakby się "schowały". Być może to wiosną tak kwitnę, ale może to zasługa Sylveco.
Krem Sylveco jest również bardzo wydajny, zastanawiam się, czy zdążę go zużyć w ciągu sześciu miesięcy. Warto dodać, że krem pachnie ziołowo, nieco specyficznie, ale ten aromat szybko się ulatnia. 30 ml kosztuje ok. 20 zł.
Podsumowując, stwierdzam, że to mimo wszystko najlepszy krem pod oczy jaki miałam. Czy jednak polecam Wam ten produkt? Dziewczyny, które szukają lekkiego hipoalergicznego kremu pod makijaż będą zadowolone. Jeśli macie spore problemy z okolicą oczu, to niestety, łagodzący krem pod oczy Sylveco nie spłyci Waszych zmarszczek :P
Właśnie - jaki możecie polecić krem pod oczy, który dawałby solidną porcję nawilżenia?